kino wojenne klasy B, w dodatku I WŚ przedstawiona tak sielankowo że można by ją pomylić z wycieczką krajobrazową dla emerytów z Florydy.
Ale tak właśnie (sielankowo) przecietny mieszkaniec USA ją wówczas postrzegał. Chyba że wysłali go do Europy i w jakimś zaszczurzonym, brudnym i śmierdzącym od gnijacych trupów okopie urwało mu obie nogi i rekę, wtedy miał inne niepasujące do reszty społeczeństwa spojrzenie na wojne.
Zresztą tak jest do dziś.
Przeciętna mieszkanka USA chciałaby zastać pielęgniarką by móc się opiekować przystojnymi skaleczonymi najlepiej w pupe mężczyznami. A prawdziwy mężczyzna zgłosi się do armi by wykonać swój obywatelski obowiązek do którego to przekonują tak mocno reklamy jak by to reklamowali jakiś super proszek do prania wszystkiego do czysta. A każda dziewczyna leci na faceta w mundurze otrzeć mu spocone czoło. Chyba że ten mężczyzna jest świrem i będzie miał legalną okazję sobie pomordować i pogwałcić.
Mówisz o obrazie ameryki lat 30tych i 40tych kreowanym przez Hollywood, przypomijającym bardzo jeżeli chodzi o sposób realizacji propagande komunistyczną po II WŚ. Amerykański rząd od zawsze(wbrew głupawej opiniii lewicowych półinteligentów) mógł liczyń na "fabryke marzeń" w przełomowych dla siebie momentach. Z drugiej strony społeczeństwo amerykańskie było przez lata tłamszone polityką izolacji i naturalną niechęcią do Europy swoich przodków-emigrantów(nierzako ojców i dziadków) z tąd też niechęc do jakichkolwiek informacji o starym kontynencie.